Witajcie w poniedziałek! Mam nadzieję że u was humorki dopisują :) U mnie energii do pracy sporo, cieszę się ogromnie, że mała już dziś mogła iść do przedszkola. To taki luksus pracujących mam. Bo naprawdę kiedy pracuje się w domu, to takie przedszkole jest dosłownie wybawieniem, przynajmniej na początku.
Także dziś od rana u mnie odhaczanie zaległości i punktów z mojej poniedziałkowej listy. A przy okazji, ze jednym z punktów na niej są u mnie dziś odbitki, które udało mi się zamówić z rana, to troszkę będzie o nich.
ODBITKI
Dlaczego warto wywoływać zdjęcia?
Ponieważ nie jest to aż tak droga opcja jak kiedyś, po drugie zdjęcia, szczególnie te, które mam w swoim portfolio obrazują postęp mojej pracy, jak to wygląda od kulis. Wydruk pokazuje postęp, jaki udało mi się zrobić przez te kilka lat. To też fajna opcja dla tych z was, które prowadzą jakąś swoją działalność, chcą udokumentować jakiś wyrywek swojej pracy.
Nie będę czarować i wymyślać - ja po prostu kocham zdjęcia! Uwielbiam je trzymać w rękach, dotykać, cieszyć się tymi kadrami, że wyszły takie fajne (no, w końcu ja i aparat troszkę się napracowaliśmy). Zdjęcia od dawna przestałam umieszczać w albumach z przezroczystymi obwolutami - zdecydowanie najfajniej przechowują się odbitki u mnie w papierowych pudełkach. No i przede wszystkim to właśnie do takich magicznych pudełek u mnie zaglądam dużo częściej, niż do albumów, które stoją na regale z książkami.
JAKI ZAMAWIAM PAPIER?|
Zawsze o ile jest tylko dostępna taka opcja w moim labie - zawsze wybieram papier matowy. Po prostu jestem w nim zakochana, i jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Drugim takim moim faworytem jeśli chodzi o papier jest półmat. Ale wybieram go wyłącznie w ostateczności, choć jest równie piękny, to muszę przyznać że papier matowy to po prostu mat. Piękny mat.
KULISY - MAŁY BACKSTAGE
(z dzisiejszych kadrów)
Z takim zamysłem pokazania siebie pośród zdjęć od dawna się nosiłam. Jednak nie za bardzo miałam jak zrealizować zdjęcia typowo od góry. Kiedy mamy asystenta do pomocy - ta sprawa wydaje się prosta i banalna - ja ustawiam parametry a druga osoba po prostu robi zdjęcie. Jednak żeby pokazać się z "góry" to albo muszę wejść na "zaprzyjaźnioną drabinę" (tak, z drabiną od dawna się polubiłam), albo po prostu wykorzystać swój telefon i przykleić go do sufitu.
Jednak w tym roku postanowiłam troszkę zainwestować i zakupiłam belkę teleskopową do moich kupionych na początku fotograficznej drogi statywów oświetleniowych. Nawet nie wiecie jak ona przyspiesza pracę nad zdjęciami. Myślę, że będzie mi towarzyszyć w moich dokumentacjach cały czas, bo bardzo ja pokochałam.
I właśnie ona natchnęła mnie na to by zebrać wszystkie swoje myśli i opisać ponownie, co z dodatkowych akcesorii dla fotografa najbardziej jest przydatne, a co kompletnie nie jest warte zakupu.WYKORZYSTANIE TELEFONU KOMÓRKOWEGO
Wzbraniam się jak mogę, bo dla mnie i tak jakość zdjęć z telefonu zawsze będzie słabsza niż ta, robiona lustrzanką cyfrową, ale czasem po prostu nie ma wyjścia. Telefon sprawdza się idealnie, kiedy nie mam szerokokątnego obiektywu i drugiego aparatu który mogłabym powiesić pod sufitem. Telefon jest lekki i coraz bardziej się do niego przekonuje. Na pewno będę próbowała się z nim zaprzyjaźnić na dłużej.
Dajcie znać jak podobają wam się dzisiejsze moje kadry, jak odbieracie ich kolorystykę - bo powiem szczerze że troszkę wzbogaciłam swój poprzedni preset :) Śmigam zabierać się za szykowanie okładek pod stories :) bo mój profil na Istagramie aż krzyczy by coś tam fajnego wrzucić.
Miłego dnia!
Komentarze
Prześlij komentarz